Cześć, dzień dobry!
Kiedy piszę do Ciebie tego posta, za oknem obserwuję pierwszą wiosenną burzę, podziwiam jej piękno i gwałtowność zarazem.
Burza to takie zjawisko, które odciąga od spraw codziennych, budzi jednocześnie niepokój i zachwyt.
Zwiastuje nadchodzące przemiany.
A czasem wzbudza taki stres, który uruchamia tryb alarmowy.
Czy wiesz jakie są trzy główne tryby alarmowe, które włączają się w sytuacji stresowej?
To tryb walki, ucieczki lub zamrożenia.
I to, z czym ja najczęściej się spotykam w swojej praktyce to właśnie ten tryb walki, tryb zmagania się z rzeczywistością.
W tym trybie pewnym atutem jest motywacja do działania (w ucieczce czy zamrożeniu tej motywacji nie ma).
Doświadczając jednak długoterminowo takiego stresu, gdy tryb walki staje się codziennością, odbija się to na zdrowiu, na poczuciu własnej wartości, na relacjach.
To jest to wieczne odczucie presji i działanie ponad siły.
I tak jak mija każda burza, tak tryb alarmowy powinien być przejściowy.
Co się jednak dzieje, kiedy staje się strategią przetrwania na co dzień?
W sytuacji, z którą się zmagasz, poszukujesz zapewne ciągle nowych rozwiązań.
Kursy, szkolenia, ciągła nauka, śledzenie grup na FB, zapewne nie jest Ci obce.
Umiejętność czy działanie?
Przekornie tu zapytam, jak sądzisz, co jest ważniejsze:
Umiejętności czy działanie?
Jak działać, kiedy brakuje umiejętności?
Jak i po co zdobywać wiedzę i praktykę, jeśli nie masz możliwości działania (bo blokują Cię lęki, przekonania, otoczenie czy aktualna sytuacja).
Dziś piszę do Ciebie, że zarówno działanie bez wiedzy jak i wiedza bez działania, nie pomogą osiągnąć Ci Twoich celów.
No ale co w sytuacji, kiedy jest już wiedza, jest działanie, a rzeczy i tak nie idą tak, jakbyśmy chciały?
Szczególnie jeśli mówimy o tematach związanych ze zdrowiem i macierzyństwem – i tu Cię pewnie mam 🙂
Bo przed urodzeniem dziecka to się wydawało prostsze, prawda?
A tu bezustanna burza…
Tak więc przychodzę dziś do Ciebie z moimi przemyśleniami, że poza tym całym przygotowaniem, pogłębianiem świadomości, wiedzą, nieraz nawet doktoryzowaniem się ze świadomego rodzicielstwa i zdrowia Twojego dziecka, to jest tu jeszcze taki istotny klucz.
A jest nim – zmiana mindsetu.
Ameryki nie odkryłam, ale pozwól, że rozwinę tę myśl dalej.
Zmień mindset.
Ostatni czas u mnie obfitował w rozmowy z niesamowitymi kobietami, które mimo wielu trudności nie poddają się i szukają rozwiązań, aby poprawić stan dziecka.
I mimo, że sytuacja każdej z tych kobiet jest inna, to jednak mają wspólny mianownik…
A jest to:
Działanie ponad swoje siły.
Dawanie.
Jednocześnie brak umiejętności przyjmowania (bo ja sama zrobię lepiej, bo nikt nie zrobi tak jak ja albo po prostu nie poproszę o pomoc) prowadzące do nierównowagi w dawaniu i przyjmowaniu.
Co za tym idzie podejmowanie decyzji z poczucia braku…
Z poczucia bezsilności.
Z poczucia winy.
Innymi słowy, to odczucie, że mimo iż wkładasz tyle wysiłku, wiecznie robisz za mało.
I efekt nigdy nie jest dość dobry.
Tu najczęściej jest podejmowanie kolejnych działań, nabywanie kolejnych porcji wiedzy, szukanie kolejnych specjalistów, którzy w magiczny sposób mają odczarować rzeczywistość.
Znasz to?
Jeśli znamy się już trochę to pewnie zauważyłaś, że ja też dużo działam, jestem aktywna, biorę sprawy w swoje ręce, inicjuję.
Najzwyczajniej w świecie lubię jak się dużo dzieje, lubię doświadczać, lubię korzystać z życia, lubię bardzo swoją pracę i spotkania.
I też generalnie zachęcam do działania ludzi z mojego otoczenia, pokazuje możliwości, nakierowuję i wspieram.
Ale uczę też, jak świadomie zwolnić, jak nauczyć się odpuszczać, jak znaleźć w sobie mądrość, która pozwoli dostrzec rzeczy naprawdę ważne. Jak stanąć w swojej Matczynej Mocy, zamiast wypalać się w roli Matki-Ratowniczki.
Tak więc kiedy widzę, że ciśnienie i presja wchodzą za bardzo – stopuję (tak, siebie też czasem muszę przyhamować 🙂
Skup się na celu.
Ten najważniejszy moment, kiedy naprawdę trzeba zwolnić, dać sobie przestrzeń, pozwolić sobie nabrać głębokiego oddechu i spojrzeć z perspektywy, to kiedy widzę, że presja i działanie idą nie w tym kierunku, który prowadzi do poprawy sytuacji.
Nie warto wspinać się na drabinę, jeśli to nie jest ta odpowiednia drabina.
A druga sytuacja to ta, kiedy decyzje podejmowane są z poczucia braku, poczucia lęku i poczucia winy.
Jeśli masz poczucie, że walczysz (ulubione słowo moich klientek na początku współpracy), siłujesz się, szarpiesz – z systemem, z dzieckiem, a często nawet sama ze sobą, to co robisz zazwyczaj w dłuższej perspektywie nie zadziała.
To jest tryb przetrwania, który nie służy rozwojowi, nie służy wzrostowi.
Tak szybko, jak się włącza w sytuacji zagrożenia, tak szybko powinien się wyłączyć.
Zamiast tego ograbia Cię z energii, prowadzi do wypalenia i depresji.
I to jest właśnie ostatni moment do zmiany swojego nastawienia, zmiany swojego mindsetu, przemodelowania swoich przekonań.
Żeby osiągnąć inny efekt, trzeba nabrać wiedzy, uzbroić się w zasoby i co najważniejsze – zmienić sposób myślenia.
Kiedy opracujesz sobie cel, mentalnie już go osiągniesz – pojawią się sposoby na jego realizację.
Ale najpierw potrzebujesz mieć do tego solidne fundamenty.
Bo przecież szczęście to ta sytuacja, gdy okazja spotyka się z przygotowaniem.
Tak więc najpierw się przygotuj, a potem korzystaj z okazji, jakie przyniesie Ci życie, bo przecież czas i tak upłynie, a przygotowania można zacząć już teraz:)
Na koniec chciałam Cię jeszcze zaprosić do zapisu do mojego newslettera.
Gwarantuję zero spamu, same wartościowe treści takie jak ta które właśnie czytasz.
Trzymaj się zdrowo,
Ola